Nie przejmując się zimnem i konwencjami, 4
stycznia 2014 roku, dość pokaźny tłum kobiet w samej bieliźnie ustawił się
przed sklepem Desigual, na centralnej ulicy Rzymu - Via del Corso. Pierwsze sto
osób, otrzymało ubrania gratisowo, reszta rzuciła się na obniżki. Nie byłoby w
tym nic nadzwyczajnego, skoro modowa firma zorganizowała podobne promocje w
innych miastach świata: Nowy York, Tokio, Barcelona, Londyn, Berlin, Paryż,
gdyby nie fakt, że event oddaje
najlepiej aktualną ekonomiczną kondycję Włochów.
"Recesja we Włoszech skończyła się, ale
jej efekty będą trwać jeszcze długo. Włochy w przyszłych miesiącach będą
kroczyć po linie, ryzykując nadal upadek w przepaść. Będą w sytuacji, która
przypomina bardziej niż etap post-kryzysowy, okres powojenny." - do takich
konkluzji, w raporcie podsumowującym sześć lat kryzysu i opublikowanym w
styczniu br., doszła Confindustria (Powszechna Konfederacja Przemysłu
Włoskiego) – włoska organizacja pracodawców i przemysłowców działająca od 1910
roku i zrzeszająca 149 tysięcy przedsiębiorców, zatrudniających około 5,5
miliona pracowników.
Szkody jakie w słonecznej Italii przyniosła
Wielka Recesja - trwająca od 2007 roku i zdaniem wielu ekonomistów oraz
politologów gorsza od Wielkiego Kryzysu Gospodarczego z 1929-33 roku - można
przyrównać jedynie do wojny.
W porównaniu z sytuacją sprzed sześciu lat
włoskie PKB zmalało o 9,1%, a PKB per capita o 11,5% - czyli Włosi stali się
ubożsi o 2.900 euro na głowę, wracając do stanu zamożności z 1996. Produkcja
przemysłowa spadła o 24,6%, do poziomu z 1986. Przeciętna włoska rodzina wydaje
mniej na podstawowe potrzeby o 5.037 euro, co równa się z zaniechaniem
konsumpcji przez 7 tygodni w roku. Bezrobotnych jest już 7,3 miliona - dwa razy
więcej niż 6 lat temu. 53% młodych ludzi pracuje na umowach śmieciowych, a 39%
w ogóle nie ma pracy. Podwoiła się również liczba ubogich, których jest dziś aż
4,8 milionów.
W październiku 2013 roku, Włochy pobiły
absolutny rekord negatywny państwowego długu publicznego - 2.085 miliardów euro
i przewiduje się, że w pierwszym semestrze 2014 roku wzrośnie on do 130,8% PKB
(o 7% więcej niż w tym samym okresie w 2012). Bez wątpienia w tym roku włoski
rząd będzie miał trudności z utrzymaniem progu deficytowego na poziomie 2,9%,
zgodnie z wymogami Komisji Europejskiej i Europejskiego Banku Centralnego.
Jak podał dziennik Wall Street Italia w
okresie pomiędzy 2008 a 2012 we Włoszech upadło 9 tysięcy przedsiębiorstw
liczących ponad 50 lat aktywności. Oznacza to, że jedna na cztery z
historycznych firm musiała zakończyć działalność i zwolnić pracowników. Zgodnie
z nową klasyfikacją Światowego Forum Ekonomicznego (World Economic Forum –
szwajcarska fundacja non-profit znana z organizacji corocznej konferencji w
Davos), Italia straciła konkurencyjność i spadła w tej dziedzinie na 49 pozycję
na ich liście.
Włosi wpadli również w depresję. Zgodnie z
ubiegłorocznym Raportem ONZ dotyczącym szczęśliwości na świecie - mieszkańcy
pięknej Italii spadli na 45 mjejsce wśród obywateli zadowolonych z jakości
swojego życia. Mimo wszystko jednak nadal wyprzedzają bardziej nieszczęśliwych
Polaków, zajmujących 54 pozycję w oenzetowskiej klasyfikacji.
Ofiary kryzysu
Dziś Włochy to kraj gospodarczo zniszczony,
tak jakby przeżył on wojnę. I choć pozornie nie widać setek, czy tysięcy
zabitych w skutek działań militarnych - ofiar w ludziach nie brakuje.
Samobójstwa popełniane z powodu bankructwa lub utraty pracy to najsmutniejsza
statystyka, która obrazuje najlepiej rozmiary włoskiego kryzysu podczas
Wielkiej Recesji.
Według badań prowadzonych przez Link Lab -
laboratorium społeczno-ekonomiczne “Link Campus University”, w 2012 roku z
powodów finansowych odebrało sobie życie 98 osób. Liczba ta wzrosła w 2013. Do
października ub.r. (ostatni raport Link Lab), popełniło samobójstwo 119 osób i
blisko połowa z nich to drobni przedsiębiorcy, którzy zbankrutowali lub nie
mogli wyjść z długów. Szczególnie czarnym miesiącem był ubiegły marzec, gdy
zabiło się 16 włoskich biznesmenów - w niektórych przypadkach nawet dwie osoby
tego samego dnia. Okres ten przypadał na kolejny moment utraty stabilizacji
politycznej Włoch - po upadku rządu Mario Montiego (grudzień 2012), który
wprowadził rygorystyczną politykę oszczędnościową, jaka w zasadzie zdławiła
włoską gospodarkę i przed utworzeniem rządu szerokiej koalicji kierowanego
przez Enrica Lette (29 kwietnia 2013).
Głównym sposobem odbierania sobie życia z
powodów finansowych jest powieszenie się - bardzo symboliczne w swojej wymowie.
Niektórzy włoscy przedsiębiorcy strzelili sobie w głowę, jeszcze inni posunęli
się do gestów tak rozpaczliwych, jak samopodpalenie. Większość przypadków
odnotowano na północy kraju, w regionach wysoko uprzemysłowionych, które były
do tej pory utożsamiane z dobrobytem i bogactwem.
We Włoszech rośnie również niepokojąco liczba
osób, które decydują się na popełnienie samobójstwa po utracie pracy. Problem
ten dotyka zwłaszcza ludzi pomiędzy 35-45 rokiem życia, którzy w tak trudnej
sytuacji gospodarczej nie widzą już dla siebie przyszłości i boją się, że nie
znajdą nowego zajęcia.
Tylko w pierwszym semestrze 2013 roku
bankructwo ogłosiło 6.500 małych spółek i niestety biznes włoski upada w tym
rytmie - ponad 1000 firm zamyka się co miesiąc.
Włochy zszarzały
Czy kryzys we Włoszech widać gołym okiem? Dla
przeciętnego turysty być może słoneczna Italia jest zawsze piękna. Baczniejszy
obserwator dostrzeże pewne symptomy degeneracji ekonomiczno-społecznej. Choć
jeszcze dwa lata temu Silvio Berlusconi - jako premier - pytał się: "Gdzie
ten kryzys? Skoro w każdą niedzielę restauracje są pełne, po luksusowe
samochody trzeba stać w kolejce i trudno znaleźć miejsce w samolocie, bo Włosi
bez przerwy jeżdżą na zagraniczne wakacje", w rzeczywistości coś
namacalnie się zmieniło. Włochy zszarzały, posmutniały. Mieszkańcy pięknej
Italii ubierają się skromniej, często sięgając po odzież używaną kupowaną na
straganach i zaglądając do markowych sklepów tylko po rozpoczęciu obniżek.
Luksus i marka w tym kraju jest zawsze w cenie - trudno się więc dziwić, że
Włoszki są gotowe rozebrać się do majtek i stać na zimnie po ubrania Desigualu.
Zmieniły się także nawyki żywieniowe Włochów
- od 2009 roku częściej kupują oni żywność w discountach, zastępując produkty
markowe tymi tańszymi. W okresie Wielkiej Recesji aż o 22% spadła w Italii
konsumpcja mięsa. Włosi kupują o 10% mniej produktów uważanych za podstawę
diety śródziemnomorskiej: oliwa, ryby, warzywa, sery, owoce. Spadło spożycie
napojów, w tym oczywiście wina i innych trunków alkoholowych, choć rodacy
Berlusconiego nigdy w nich specjalnie nie gustowali. Nie dojadają i oszczędzają
na jedzeniu zwłaszcza najbiedniejsi i ludzie starzy.
Jednego oczywiście "zjadacze
makaronu" nie mogą sobie odmówić - niedzielnego, rodzinnego obiadu w
restauracji. Ale i tu przyzwyczajenia zmodyfikował cienki portfel. Włosi
wybierają tańsze restauracje, nawet "Chińczyka" i ograniczyli ilość
jedzenia. Pod tym względem może kryzys wyjdzie im na zdrowie. Zresztą kuchnia
włoska narodziła się z biedy - nic nie kosztuje mniej od pizzy i talerza
spaghetti z sosem pomidorowym. Włosi potrafili jednak sprzedać swoje tanie
przysmaki po wysokiej cenie na całym świecie.
Kolejny symptom degeneracji
ekonomiczno-społecznej to degradacja historycznych centrów miejskich. Nawet w
miastach turystycznych takich jak Rzym czy Florencja widać ogłoszenia
"Sprzedam", "Wynajmę" wiszące na zasuniętych żaluzjach
sklepów i na drzwiach wejściowych do kamienic. Ludzie chcą sprzedać mieszkania
w centrum, by wyprowadzić się na peryferie lub pod miasto, gdzie życie jest
tańsze. Ale i w wielu mniejszych miastach i małych miasteczkach, problem
wyludnienia staje się coraz bardziej poważny, bo Włosi zaczęli masowo emigrować
za granicę.
W coraz bardziej zaniedbanych centrach
historycznych, na pięknych placach i na schodach zabytkowych kościołów oraz
budowli, koczuje coraz więcej bezdomnych. I nie są to tylko polscy pijaczkowie,
czy rumuńscy Cyganie. Wśród kloszardów żyjących na włoskich ulicach jest coraz
więcej Włochów - starych i młodych.
Kryzys we Włoszech odczuwają również Polacy
żyjący i pracujący tutaj. Opiekunkom zajmującym się starszymi i chorymi coraz
trudniej jest znaleźć pracę, kiedy ją stracą. Większości Polek pracujących tu
na tzw. "stałkach" (całodobowa opieka) czy sprzątających na godziny
obniżono pensję. Kto chce tu jeszcze trochę popracować, akceptuje to, choć jest
to już na progu opłacalności.
A Włosi? Emeryci, którzy mają zdrowie jadą
przezimować do Indii, bo nie stać ich na życie we Włoszech, o wiele droższe od
tego pod palmą na plaży w Goa. Młodzi wyjeżdżają do Londynu robić konkurencję
na zmywaku Polakom i Bułgarom, a ci bardziej przedsiębiorczy wybierają Europę
Wschodnią - bardzo chętnie właśnie Polskę - by założyć tu swój biznes. I bardzo
sobie nasz kraj chwalą.
Przyczyny kryzysu
Czy aktualnej sytuacji we Włoszech jest winna
tylko Wielka Recesja, która wybuchła w Stanach Zjednoczonych i niczym poważna
choroba zakaźna zaraziła system ekonomiczny zjednoczonej Europy, atakując jej
najsłabsze ogniwa? Nie. Państwa ekonomicznie chore były bardziej podatne na
wirusy finansowe wolnego rynku niszczące ich gospodarkę. Do nich - oprócz
Grecji, Hiszpanii i Portugalii, należą bez wątpienia Włochy, które w okresie
powojennym, aż do 1987 roku, były piątą potęgą przemysłową świata po Stanach
Zjednoczonych, Japonii, Niemczech i Francji.
Głównym problemem Italii jest kolosalny dług
publiczny, który przekroczył już 2000 miliardów euro i wciąż rośnie. Dług ten
rozrósł się właśnie w latach 80-tych ubiegłego wieku, gdy uprzemysłowione Włochy
przeżywały swoją "złotą epokę". W okresie Pierwszej Republiki
rządzonej na przemian przez chadeków Andreottiego i socjalistów Craxiego (a
czasami nawet wspólnie). To w tym okresie, olbrzymie sumy z kasy państwowej
były pompowane do zaprzyjaźnionych spółek prywatnych, wracając w części do
partii politycznych pod postacią łapówek i czyniąc z przemysłu włoskiego
giganta na glinianych nogach, niezdolnego później sprostać wyzwaniom
globalizacji. Nadmierny dodruk pieniędzy doprowadził do galopującej inflacji, a
ta w końcu do załamania ekonomiczno-politycznego Pierwszej Republiki.
Włochy, będące jednym z krajów założycieli
Wspólnoty Europejskiej, do Unii Europejskiej w 1993 roku weszły już z poważnym
obciążeniem w postaci swojego długu publicznego i słabości systemu
gospodarczego. UE stała się dla tego kraju bronią obusieczną - z jednej strony
wspólna moneta i struktury ponad państwowe broniły kraj przed skutkami dzikiej
globalizacji, z drugiej ograniczały interwencjonizm państwowy i zmuszały
wszystkie włoskie spółki do zdrowej konkurencji na terenie UE i na arenie
międzynarodowej. Italia zaczęła tracić konkurencyjność w obliczu wolnego rynku.
Brak reform strukturalnych i "moralnego" systemu państwa, podczas
długiej, blisko dwudziestoletniej epoki Berlusconiego doprowadziło Włochy na
skraj przepaści. Kuracja wstrząsowa ograniczająca się jedynie do cięć i
oszczędności, zastosowana przez profesora Mario Montiego, wepchnęła kraj w
niemal śmiertelną recesję. Dziś, za rządów Enrico Letty, wydaje się, że Italia
z niej wychodzi. Nowy premier - choć daje zewnętrzne poczucie stabilności
politycznej swojego państwa - nadal grzeszy całkowitą inercją, jeśli chodzi o
reformy strukturalne.
Wszystkiemu winne euro?
"Od euro się umiera" - od lat
powtarzał Włochom amerykański ekonomista i strateg Edward Luttwak, aż w końcu
uwierzyli... W 2013 roku po raz pierwszy liczba obywateli przekonanych o tym,
że ich kraj postąpił źle wchodząc do Strefy Euro i że powinien ją opuścić -
zbliżyła się do 50%. Jeszcze w 2011 roku 80% Włochów było przekonanych o
pozytywnym wpływie nowej monety na ich ekonomię, dziś aż 71% z nich uważa, że
przez euro zbiednieli. Trudno się temu dziwić skoro gdy 1 stycznia 2002 roku,
wspólna moneta europejska zastąpiła włoskie liry, co sprytniejsi Włosi zamiast
zastosować oficjalny przelicznik (1,936 lirów = 1 euro) zastąpili 1000 lirów
przez 1 euro, podwajając ceny niektórych produktów i usług oraz wzbogacając się
kosztem innych współobywateli. Było to możliwe dzięki brakowi odpowiednich
mechanizmów kontroli ze strony ówczesnego rządu.
Włochy nie były przygotowane do wejścia do
Eurostrefy, a przynajmniej nie od razu.
Stąd pokusa, aby ją teraz opuścić, wrócić do własnej monety, odzyskać
"suwerenność" bankową, dodrukowywać potrzebne pieniądze nie bacząc na
inflację jak w starych dobrych czasach.
Jak wynika z pewnych niedyskrecji i
spekulacji dziennikarskich już w 2011 roku premier Silvio Berlusconi, bez
konsultacji z nikim, podjął tajne pertraktacje z innymi członkami Unii
Europejskiej, aby umożliwić Włochom wyjście z Eurostrefy. Jak twierdzi włoska
prawica - właśnie z tego powodu został zmuszony do dymisji, także pod wpływem
polityki zagranicznej i zastąpiony przez "eurowiernego" Montiego.
Dziś magnat telewizyjny, - który pomimo
definitywnego wyroku nie został jeszcze skazany na areszt domowy lub prace
społeczne - nadal uprawia politykę, przyodziewając się w szaty największego
eurosceptyka.
Także Beppe Grillo konkuruje z Berlusconim w
eurosceptyzmie. W listopadzie ubiegłego roku, otwierając kampanię przedwyborczą
Ruchu 5 Gwiazd do Parlamentu Europejskiego, przedstawił swój polityczny plan:
opuszczenie Eurostrefy, powrót do lirów i stworzenie koalicji państw
południowej Europy przeciwko dyktatowi niemieckiemu, zniesienie Fiscal compact,
ustanowienie obligacji Eurobond i przyzwolenie na deficyt wyższy niż 3%. Grillo
chce też ogłosić referendum, w którym Włosi wypowiedzą się czy są za, czy
przeciw euro.
Dla zdrowo myślących Włochów wspólny,
antyeuropejski front Berlusconiego i Grillo jest nowym horrorem. Także Europa
przestrzega Włochy przed pochopną zmianą monety. Taki krok zdewaluowałby nowe
liry przynajmniej o 40% w stosunku do euro, podnosząc jeszcze bardziej
zadłużenie zarówno publiczne, jak i prywatne. Włoska klasa średnia zostałaby
praktycznie zmieciona, stając się europejską biedotą. Obywatele żyjący dziś na
skraju ubóstwa popadliby w nędzę. Tylko bogaci, którzy zabezpieczyli już
gotówkę w walucie, w rajach podatkowych mogliby się wzbogacić w tej sytuacji i
spać spokojnie. Reszta Włochów zostałaby w samych majtkach.
Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu