sabato 1 febbraio 2014

WŁOCHY - Krajobraz przed wyborami


Włoski magnat telewizyjny Silvio Berlusconi w tych wyborach gra o wszystko. Jeżeli wygra - otworzą się przed nim drzwi do prezydentury Włoch. Jeżeli przegra - stawką będzie polityczne przetrwanie, które musi sobie zapewnić jako lider opozycji.

Swoją kampanię wyborczą Berlusconi rozpoczął 9 stycznia - równo trzy miesiące przed wyborami. Tak mu poradził Karl Rove - amerykański doradca polityczny, który miał się przyczynić do tego, że George W. Bush został wybrany na drugą kadencję. Silvio prosił go o rady osobiście i Karl przysłał mu specjalistów, którzy przed świętami gościli w luksusowej willi włoskiego premiera w Arcore.
Nową strategię widać, choć nie jest powiedziane, że będzie ona skuteczna. Berlusconi w tej kampanii z jednej strony stał się „bardziej ludzki”, z drugiej - wybitnie ofensywny i nastawiony na grę w ataku. - Walić w przeciwnika bez ustanku. Nie pozwolić mu na chwilę wytchnienia. Cios za ciosem, aż do KO politycznego! - to słowa Karla Rove'a.

Komuniści jedzą dzieci

Tym razem na ulicach Włoch nie było wielkich reklam z uśmiechniętym Berlusconim i przedwyborczymi obietnicami: „Mniej podatków dla wszystkich”, „Mniej wypadków drogowych”, „Bezpieczne miasta”, „1.000.000 nowych miejsc pracy”, itd. - którymi kandydat na premiera zalał kraj w 2001 r. - i dzięki którym wygrał poprzednie wybory. Ich miejsce zajęły hasła podkreślające negatywne skutki ewentualnej wygranej lewicy: „Imigracja bez ograniczeń? - Nie! Dziękujemy!”, „Więcej podatków? - Nie! Dziękujemy!”.
Berlusconi zaczął pojawiać się we wszystkich programach telewizyjnych przynosząc ze sobą wykresy ilustrujące osiągnięcia jego rządu. Zaprzestał jednak tej techniki, gdy Diego Della Valle - znany i ceniony biznesmen - powiedział mu podczas programu telewizyjnego: „Silvio przestań pokazywać rysuneczki, bo Włosi to nie dzieci i nie idioci”.
Największą nowością tej kampanii wyborczej były jednak debaty telewizyjne „twarzą w twarz”. Berlusconi unikał ich przez 10 lat po tym, jak przegrał pojedynek telewizyjny z Romano Prodim w 1996 r. Do zmiany strategii przekonali go amerykańscy doradcy, którzy podyktowali też zasady - pytania i odpowiedzi mierzone z zegarkiem w ręku i zgodnie z zasadami „par condicio”, czyli z dziennikarzami w roli sędziów. Premier pojedynkował się przed kamerami ze wszystkimi liderami lewicy, co miało uczynić go w oczach włoskich wyborców bardziej ludzkim. Najważniejsze były jednak dwa spotkania z Romano Prodim. Ostateczny bój miał miejsce 3 kwietnia w programie „Drzwi w drzwi”. Pojedynek był zrównoważony, choć Prodi wykazywał nadmierny optymizm, a Berlusconi - zdenerwowanie. Nie obeszło się bez upadku stylu. Prodi porównał przeciwnika z pijakiem, który trzyma się latarni, a Berlusconi powiedział, że ma nadzieje, iż Włosi nie są aż takimi kretynami, aby głosować na lewicę. Jego słowa wywołały lawinę SMS-ów i e-mailów wysyłanych do znajomych: „Ja jestem kretynem”.
Zgodnie z radami Karla Rove'a, Berlusconi atakował lewicę oraz straszył swoich rodaków, że wygrana Prodiego spowoduje nastanie komunizmu i podwyższenie podatków. Silvio tak się rozpędził w demonizowaniu komunizmu, że podczas konferencji prasowej powiedział, że „chińscy komuniści zabijali dzieci, a ich zwłoki były używane jako nawóz”. Kolejna gafa włoskiego premiera spowodowała protesty ambasady Chin w Rzymie.

Umowy premiera

Cofnijmy się na chwilę w przeszłość. 8 maja 2001 r., po wygranych wyborach i przed kamerami telewizyjnymi, nowy premier-biznesmen podpisał „Kontrakt z Włochami” – w formie regularnego aktu notarialnego, w którym zobowiązywał się do tego, że zmniejszy podatki i liczbę przestępstw, zwiększy emerytury, zatrudnienie oraz inwestycje publiczne. Ostatni punkt tej umowy przewidywał, że jeżeli się z niego nie wywiąże, nie będzie kandydował w następnych wyborach. W to Włosi nigdy nie wierzyli...
Choć Berlusconi zapewniał w kampanii wyborczej, że Włochy za jego rządów stały się krajem płynącym mlekiem i miodem oraz że wywiązał się z umowy - rodacy powątpiewają. Większość obywateli, która wierzyła w 2001 r., że magnat telewizyjny, jako najlepszy włoski biznesmen, będzie kierował dobrze „firmą Italia”, dziś jest rozczarowana. W rozmowach ulicznych ludzie skarżą się, że ceny poszły w górę i że z trudnością wiążą koniec z końcem. Prawicowy rząd przedstawia dobre wyniki gospodarcze i twierdzi, że obywatele kupili więcej telefonów komórkowych, samochodów i mieszkań. Włosi czują jednak, że zubożeli w ciągu 5 lat berlusconizmu. Statystyki to potwierdzają.
W 2001 r. wzrost gospodarczy był na poziomie 1,7 - dziś jest na poziomie 0,2, czyli praktycznie żaden. Zadłużenie publiczne wzrosło z 1,348 mld do 1,542 mld euro. Spadła produkcja przemysłowa i wskaźnik wzrostu zatrudnienia - z + 2,0 do + 0,9. Choć prawicowy rząd zmniejszył podatki, presja fiskalna jednak wcale nie zmalała. Italia stała się krajem mało interesującym dla inwestorów zagranicznych i zaczęli ją omijać nawet turyści, bo jest tu bardzo drogo. Aż 51 % Włochów deklaruje, że w tym roku nie udało im się nic zaoszczędzić. Tylko banki są zadowolone, gdyż wzrosła liczba pożyczek. Zadowolony jest na pewno także Silvio Berlusconi, bo w rankingu 500 najbogatszych ludzi, opublikowanym przez „Financial Times", przesunął się z 29. miejsca na 25.

Królik z kapelusza

Ostatnie sondaże ogłoszone na tydzień przed wyborami dawały 5 pkt. przewagi koalicji lewicowej Unia kierowanej przez Prodiego. Wynikało z nich również, że aż 1/3 Włochów jest niezdecydowana na kogo głosować. Obaj liderzy wiedzą, że tak wysoka liczba wahających się wyborców może przeważyć szalę zwycięstwa na każdą stronę.
Podczas poniedziałkowego telewizyjnego „face to face" z Prodim, w swoim ostatnim apelu do Włochów Berlusconi powiedział, że jeżeli wygra wybory, zniesie podatek od mieszkania własnościowego – tzw. IMU. Obiecał również emerytom, którzy przekroczyli 70 lat, że da im Złotą Kartę uprawniającą do niepłacenia za telewizję publiczną i do gratisowej jazdy pociągami oraz do bezpłatnego uczęszczania do kina, teatru i na mecze piłkarskie.
Czy 70-letniemu Berlusconiemu, który nie chce przejść na emeryturę i dzięki chirurgii plastycznej wcale się nie starzeje, pomoże królik wyciągnięty z kapelusza? Rok temu, w wyborach amerykańskich, sondaże faworyzowały początkowo demokratę Johna Kerry'ego, a wygrał republikanin George W. Bush.

Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu
TRYBUNA

Nessun commento:

Posta un commento

Nota. Solo i membri di questo blog possono postare un commento.